Moja pedagogiczna droga

Jakiś czas temu napisała do mnie Flora z prośbą o podzielenie się tym, jak wyglądała moja pedagogiczna ścieżka.. Długo zajęło mi zanim usiadłam nad tym postem, ale chyba dobrze się stało, że ten czas upłynął.. Dlaczego? To się wyjaśni jak dotrwacie do końca :)

Już w przedszkolu na pytania "kim będziesz w przyszłości?" odpowiadałam z przekonaniem - nauczycielem..

Pierwsze próby nauczania
Zaczęło się tak niewinnie 😂😂
A tak na serio.. Po roku w harcerstwie, zostałam zastępową. Moim.zadaniem było prowadzić zbiórki, przewodzić zastępem.. W tym samym czasie udzielałam się bardzo w kościele we wspólnocie Dzieci Maryi i mając 11/12 lat (czyli bardzo wcześnie) zostałam animatorem. Do moich zadań należało między innymi prowadzenie spotkań formacyjnych, czyli takich jakby luźnych lekcji.
Żeby móc to zrobić odbyłam dwustopniowy kurs na animatora (taki mały wstęp do metodyki i dydaktyki 😂).. Następnie sama zaczęłam jeździć jako animator na rekolekcje, a następnie prowadziłam te kursy..
Później Oaza i znowu diakonia formacyjna.. I tak aż do czasów studiów.. 
No właśnie,
Studia..

Studia..
Jeszcze na początki liceum mówiłam, że na studia pojadę do Cieszyna.. Niby UŚ, ale bardziej pedagogiczny niż katowicki PiPs.. W moim mniemaniu oczywiście.
Jednak gdy zdawałam maturę urodziła się moja siostra. I wtedy stwierdziłam, że nie chcę wyjeżdżać, nie chcę widywać młodej tylko w weekendy. Zdecydowałam się więc na Kolegium Nauczycielskie. Na tej uczelni obowiązywały egzaminy wstępne i tu stety niestety poza częścią pisemną i ustną była też muzyczna. Muzyczna nie poszła mi najlepiej, przez co nie dostałam się na kierunek nauczycielski, ale rozpoczęłam pedagogikę opiekuńczą i pedagogikę resocjalizacyjną. 

Różnica między KN a innymi uczelniami polegała przede wszystkim na ilości praktyk.. Poza praktykami ciągłymi (wrzesień i luty) raz w tygodniu mieliśmy zajęcia terenowe, czyli coś na kształt praktyk w różnych placówkach (szkoły, przedszkola, ośrodki kuratorskie, świetlice środowiskowe, domy dziecka, ośrodki uzależnień, różnego rodzaju placówki specjalne, wioski dziecięce itd). Właśnie podczas jednych z zajęć terenowych odkryłam coś pięknego - pracę terapeutyczną. Co ciekawe, kobieta, która pokazała mi uroki pracy terapeutycznej, jako pierwsza zapoznała mnie również z terapią metodą Tomatisa 😉

Trochę więcej praktyki.
Podczas tych studiów odbyłam roczny wolontariat w Specjalnym Ośrodku Wychowawczym, podjęłam pracę w sali zabaw i zaczęłam jeździć na kolonię jako wychowawca, a następnie jako kierownik.

Kolejne studia.
Trochę się gryzłam sama ze sobą. Serce powtarzało "terapia", a rozum "iberystyka". Serce wygrało 😉
Zrobiłam magistra terapii pedagogicznej.
Było mi jeszcze mało, więc zdecydowałam się jeszcze na studia podyplomowe z oligofrenopedagogiki.

Więcej praktyki.
Sala zabaw była dla mnie nie wystarczająca, więc zaczęłam szukać swojego miejsca pracując:
Jako niania, jako asystent osób niepełnosprawnych, terapeuta w przedszkolu, wychowawca w żłobku.. Aż trafiłam do szkoły.

Trochę mi się w życiu osobistym pokąplikowało i popadłam w pracoholizm.. Ponad etat w szkole (prywatnej - 47h tablicowych), 2x w tygodniu wolontariat specjalistycznej poradnii psychologiczno-pedagogicznej, 3x w tygodniu korki.. W weekendy się doszkalałam..

Oczywiście na dłuższą metę nie było to wykonalne.. Ograniczyłam korki, zrezygnowałam z wolontariatu..
Gdy zmieniłam szkołę na państwową i ogarnęłam swoje życie osobiste, to czułam że czegoś mi brakuje - poradni. I tak trafiłam chyba do najlepszej poradni psychologoczno-pedagogicznej  w okolicy..  Niestety zbyt odległej okolicy, i przez dojazdy (i odwołujących się na ostatnią chwilę pacjentów) czułam, że muszę zrezygnować..

I wtedy właśnie zaczęło się walić. Media przedstawiały nauczycieli w coraz gorszym świetle, rząd traktował coraz gorzej, koleżanki ze szkoły się i mnie nakręcały.. Miałam dosyć. Czułam sie sfrustrowana, czułam, że nie mogę dłużej pracować w swoim zawodzie bo: 
1. Nie stać mnie na bycie nauczycielem 
2. Nikt już tego zawodu nie szanuje
3. Nie po to tyle lat studiowałam, zrobiłam mnóstwo kursów i szkoleń żeby pracować za marne grosze i być pomiatana przez rodziców i uczniów.. I innych dookoła też.

Wtedy stał się mój największy Cud. Zaszłam w ciążę 😍

Przerwa od szkoły, to jedno, ale coś czego chyba bardziej potrzebowałam to powrót (dosłownie na 4h) do poradni.. 
Teraz odżyłam. Terapia to coś, co kocham. Coś, co sprawia mi przyjemność. Coś,co czuję całą sobą..
(Tu dodam, że aktualnie pracuję jako terapeuta metody Tomatisa 😉).

Nie wiem Floro, czy o taki post Ci chodziło. Napisz proszę czy to to, lub co jeszcze chciałabyś wiedzieć, a postaram się zdecydowanie szybciej odpowiedzieć.

Komentarze

  1. To się trochę nastudiowałaś :)
    To przykre, że pedagodzy nie są dzisiaj szanowani. Chyba wiem skąd się to bierze. Jest wielu nauczycieli, którzy zostali nimi trochę przez przypadek i nie mają ani serca, ani podejścia do dzieci i młodzieży. A wszyscy wkładają nas do jednego worka z nimi i stąd to podejście do zawodu nauczyciela niestety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam,że późno odpisuję bo byłam pochłonięta sprawami.
    Tak-nadal wpadam na Twojego bloga i właśnie dzięki za ten post :)
    Cieszę się,że poruszasz problematykę z jaką borykają się nauczyciele z dnia na codzień.
    Jeśli chcesz możesz też popisać ze mną mailowo:
    florianna@poczta.fm
    Zawód nauczyciela jest mimo,że może i trudny ale to nie młodzież jest winna czy dzieciaki tylko ich uprzedzeni rodzice,którzy myśląc,że dając dziecko do szkoły nauczyciel wychowa za nich dziecię i potem wyjdzie wszelako doedukowane na wszystkie strony świata.
    Doceniam Cibie jako człowieka i ile serca wkładasz w nauczenie i nie poddawaj się presji innych.
    Trzymam kciuki byś nauczyła jak najwięcej dobrych i otwartych na wiedzę młodych ludzi. :)
    Pozdrawiam
    Flora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja zawsze powtarzam, że "nie ma złej młodzieży, są tylko źli wychowawcy".
      Pozdrawiam i cieszę się, że jesteś

      Usuń
  3. Ja jako dziecko powtarzalam, ze bede archeologiem. :D A na studia zdawalam rowniez na pedagogike, ale w koncu wyladowalam na biologii. Pedagogika jednak ciagle za mna "chodzila", az zostalam nauczycielem w prywatnej szkole angielskiego. I nie wiem czy kiepsko trafilam, czy zabraklo mi doswiadczenia i teorii, ale ten rok jako nauczyciel tak mnie przeczolgal, ze powiedzialam "nigdy wiecej". I choc jestem troche korposzczurkiem, to na mysl o nauczaniu az mnie ciarki przechodza. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja drogs byłą bardzo podobna. Od przedszkola tworzyłam dzienniki, uczyłam misie, pisałam kredą po szafie. Poszłam na APS ze względu na liczbę praktyk. Zakochałam się w swojej pracy w przedszkolu, uwielbiałam to. I potem zaszłam w ciążę ;) Teraz skupiam się na swoim dziecku i przez to, co się dzieje z zawodem n-la nie jestem pewna, czy chcę wrócić. Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka-kiedy nowa notka?
    Mam dla Ciebie temat do opisania:
    Jak z Twojej perspektywy wygląda idealne dzieciństwo,czym różni się to ksiązkowe jak wychować szczęśliwego człowieka i co sądzisz o pedagogice Marii Montessori? Czy może popierasz Waldorfską???
    Jeśli nie chcesz bo np temat Ci nie odpowiada to nie musisz nic pisać.
    Moim zdaniem na Twego bloga też zaglądają często przyszli studenci pedagogiki bo Twój login wskazuje na panią pedagog :) Może przydają im się Twoje spostrzeżenie dotyczące wychowania i przygody z pedagogiką.
    Jesteś po reso więc możesz też napisać jeśli nie masz na razie pomysłu na notki o tym czym różni się reso od zwykłej pedagogiki oraz opisać swoje wrażenia :)
    Pozdrawiam
    Flora :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz