Protest

Wiem, że dla czytających to rodziców jest to dość ciężki temat, ale..
Jestem magistrem z przygotowaniem pedagogicznym. Skonczyłam 4 kierunki studiów i mnóstwo szkoleń i kursów (których wciąż mało). Pracę z zawodzie zaczęłam już na studiach od prywatnych placówek (przedszkola, żłobek, aż w końcu szkoła). W tzw. między czasie wolontariat, poradnia pp..
Jako pedagog specjalny z wykształceniem i doświadczeniem za pełen etat w placówce budżetowej zarabiam 1798,98zł netto.

Czy da się za to wyżyć? Opłacić mieszkanie, rachunki, leki i mieć co włożyć do gara? A co jak jeszcze potrzeba nowych butów czy kurtki? Co jak spłacam kredyt? Za co robić kolejne doszkalające kursy?
Co gdybym nie miała Męża? Myślę, że już dawno bym zginęła z jednej pensji..

Wielu z czytających pomyśli.. "Phii, taki etat to jak u mnie pół.. I te wakacje" ale..
Owszem moje pensum wynosi jako pedagoga 20 godz tygodniowo. Ale są to tzw. godziny przy tablicy, tudzież dydaktyczne. Do tych godzin muszę się przygotować. Przygotować materiały do zajęć, sprawdzić jakieś pracę (nie jestem przedmiotowcem, więc nie mam tego dużo), uzupełnić tonę dokumentów (a w ostatnim czasie papierologii mamy więcej niż uczniów), spotkać się z rodzicami swoich podopiecznych (raz na jakiś czas), spotkać się (w celach zawodowych, nie towarzyskich) z Radą Pedagogiczną.. I całe mnóstwo innych..
Do tego do zajęć przygotowuję się w domu (najzwyczajniej w szole nie mam do tego odpowiedniej przestrzeni) i oczywiście na własnych materiałach (bo przecież nie ma na nie środków)..
Dni wolne? Super, ale z reguły to, że uczniowie mają wolne nie oznacza, że my też.  Dyżury, konferencje, szkolenia, pracę porządkowe..  I jedyne z czym się zgodzę, to więcej urlopu w wakacje (choć też nie całe 2 miesiące), ale to jedyny czas gdzie mogę spokojnie "dorobić" pracując z dziećmi na koloniach. I ten zarobek, choć nie ma go dużo ląduje na koncie oszczędnościowym, a zimą pomaga opłacić rachunki za ogrzewanie..

O ppzostałych zarzutach do MEN jak np warunki awansu nie będę się nawet wypowiadać, nie powinnam się w ciąży denerwować.

Owszem. Kocham swoją pracę. Ale kiedy czuję się tak niedoceniana, mając bardzo odpowiedzialne zadanie (przecież odpowiadam za zdrowie, bezpieczeństwo oraz rozwój i edukację młodego narodu, waszych dzieci) mam ochotę rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady.. Nie mam jednak na bilet.


Komentarze

  1. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma... Ja odpowiadam za ludzkie życie, a też pracuję za psie pieniądze... Taki kraj. Czasem myślę że to nawet nie chodzi, żeby zarabiać więcej, ale wystarczyłoby zatrzymać tę lawinę podwyżek i dać szansę na życie, może być z kredytem, ale nie za pół pensji i na dożywocie... 🙁

    OdpowiedzUsuń
  2. Wesołych Świąt 🎁 🎄

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka. Co tam? Wszystko w porządku?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz