Winna?!


Na jednym forum ostatnio przeczytałam pod swoim adresem oskarżenie, że przez to, że zaszłam sobie w ciąże, kolejna biedna mała Sierotka pozostanie w Domu Dziecka, bez szans na miłość i rodzinę. Czy powinnam poczuć się winna?


W świadomości wielu (nawet młodych i wykształconych!) ludzi nadal widnieje przekonanie, że dzieci czekają w domach dziecka, aż ktoś przyjdzie i z wielkiej księgi dzieci je wybierze.
Z mojego doświadczenia to jednak wygląda inaczej. To rodzice adopcyjni czekają na swoje dziecko, a nie odwrotnie. Owszem, placówki opieki zastępczej są pełne dzieci, ale nie mają one uregulowanej sytuacji prawnej i nie można ich tak po prostu "sobie wziąć" i przysposobić.

Więc czy powinnam czuć się winna? Gdy będąc w procesie adopcyjnym dowiedziałam się, że jakaś para będąca w kolejce przed nami spodziewa się dziecka (a o trzech nam wiadomo), to się cieszyłam (egoistyczne, ale wiedziałam, że dzięki temu będziemy czekać chociaż troszkę krócej).

Mimo wszystko czułam się winna. Nie temu, co napisała owa kobieta, ale.. to że nie wchodziłam przez długi czas na bloga, że przez długi czas nic nie pisałam, a o samej ciąży wspomniałam dopiero w jej 10 tygodniu było tak naprawdę spowodowane tym, że się bałam. Bałam się, że sprawie przykrość tym, co czytają tego bloga, starając się o adopcję. Ale czy to źle? Czy ja jestem czemuś winna?
Czy to moja wina, że po ponad 7 latach starań, niezliczonych wizyt u lekarzy (wielu lekarzy), badań, terapii, zabiegów, operacji, godzinach gorliwych modlitw i pielgrzymek, a także czasu "obrazy" na Boga i zwątpienia w Jego Miłosierdzie, zastosowaniu białej magii i hipnoterapii zaszłam w ciążę akurat podczas procesu adopcyjnego?
Nie odmówiliśmy miłości, żadnemu dziecku. Byliśmy chwilę przed warsztatami, więc podejrzewam, że nasze Dziecko z Chmur, jeszcze nie zdążyło się urodzić. A teraz ma szansę urodzić się dla kogoś innego, może dla pary, która "wskoczyła" na nasze miejsce na warsztatach..

Nie mam zamiaru czuć się winna. Chcę nadal pisać bloga, tego bloga. Chcę móc się cieszyć wypełnianą dziurą w Sercu Pedagoga (pierwszy post), chcę móc ulewać tu swoje smutki i troski, gdy odbieram martwiące mnie wyniki badań, czy prawie zabijam swoje Szczęście fitolizyną*, a konkretniej zawartą w jej składzie skrobią pszeniczną. Chcę i będę pisać nadal, bo to mój blog i moje pedagogiczne serce. I nie chcę czuć się niczemu winna.


* Fitolizyna jest pastą do sporządzania zawiesiny doustnej, zawierającą wyciąg złożony z kłącza perzu, łusek cebuli, liścia brzozy, nasion kozieradki, korzenia pietruszki, ziela nawłoci, ziela skrzypu, korzenia lubczyku i ziela rdestu ptasiego. Stosuje się ją w zakażeniach i stanach zapalnych dróg moczowych, w kamicy dróg moczowych i piasku nerkowym, oraz profilaktycznie zapobiegając powyższym.

Komentarze

  1. Ja myślę, że ktoś kto to napisał zrobił to w emocjach, nie myśląc zupełnie o tej drugiej osobie, czyli Tobie. Ostatnio właśnie pisałam, że z jednej strony nie popieram takiego odrzucenia i agresji jeśli komuś uda się zajść w ciążę, ale z drugiej wiem, że niepłodność naprawdę odbiera ludziom rozum. Kiedyś byłaś taka sama jak one, teraz przeszłaś na inną stronę mocy (że tak się wyrażę ;) bo jednak masz to, na co tamte osoby liczyły. Wbrew pozorom ciąża nie zdarza się tak rzadko po kursie ado jak mogłoby się wydawać. Mój ośrodek praktykuje zapraszanie rodziców ado na spotkania z kandydatami i co jakiś czas jeżdżę na takie spotkania. Ostatnio dowiedziałam się, że jedna z par, którą poznałam, właśnie jest w ciąży. Bardzo fajna dziewczyna, 39lat. Na ostatnim spotkaniu też jedni obwieścili, że "żona w ciąży" Trochę według mnie nie fajnie to wyszło, bo nie powinni tego robić na forum, bo nie było to fair wobec innych.
    Kolejny raz pewnie przerzedzą Ci się znajomi, ale może właśnie ci, którzy zostaną, będą najwartościowsi. Nie ma się co przejmować. Wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz