(Roboczy) Tydzień z ciocią :)

Moja młodsza (10 letnia) siostra ma wakacje. Żeby się nie nudziła wzięliśmy ją na tydzień do siebie (mieszka jakieś 2 ulice dalej, ale zawsze to coś innego).
Młoda bardzo lubi dzieci, więc muszę przyznać, że bardzo mi pomogła przu Serduszku - czytała jej bajki, śpiewała, bawiła się z nią.. Pomagała nawet przy czynnościach pielęgnacyjnych i robiła malutkiej mleczko.. Ah będzie mi jej teraz brakować..



Dzień 1
Poszłyśmy w trójkę na dalszy spacer, w miejsce, które już kiedyś opisywałam. Młoda zjadła lody, najmłodsza mleko, ja wypiłam pyszną kawę i ruszyłyśmy na ścieżkę zdrowia :)










Dzień 2
Wycieczka do ZOO. Tym razem w nieco większym składzie, bo zabrałyśmy jeszcze moją prawoe2 6 letnnią chrześnicę.
Muszę przyznać, że nasze Zoo z roku na rok mnie pozytywnie zaskakuje. Po pierwsze wybiegi dla zwierząt są powiększane i wyposażone w nowe "bawidełka" dla zwierząt, a po drugie walor edukacyjny - coraz więcej tablic dydaktycznych przyciągających uwagę dzieci :)
Fajnym pomysłem ze strony zoo jest również wprowadzenie gry terenowej. Dzieciaki dostały mapy z zadaniami i wskazanymi miejscami na terenie zoo, gdzie ukryte są pieczątki. Kto zdobędzie wszystkie pieczątki otrzyma legitymacje odkrywcy. Szkoda tylko, że za medal czy odznakę trzeba już zapłacić 15zł..
Jest też coś, co mi się nie spodobało - karmienie niedźwiedzi. Świetna ogłaszana atrakcja.. Personel karmiący spóźnił się 15 minut, więc ledwo dotrwaliśmy. Co gorsze karmili niedźwiedzie sucharkami.. 

Najmłodsza (czyli moje Serce) zainteresowana była głównie spaniem, chociaż żyrafy też ją zaciekawiły. Średnia zafascynowana była wszystkimi sztucznymi zwierzakami, dinozaurami, placem zabaw oraz straganami z zabawkami ;) Starsza natomiast wcieliła się w rolę przewodnika i prowadziła nas (w kółko) szukając pieczątek. Żadna nie marudziła, że długo chodzimy, że za ciepło, za zimno czy inne za.. Także jestem z nich dumna :D
No i mój ulubiony dialog z zoo:
Ja (przechodząc xx raz obok wybiegu żyraf): Zobacz, żyrafa
Średnia (wyraźnie zainteresowana): ale taka prawdziwa? 
:D
























Dzień 3
Nie wiedząc jeszcze, że młoda będzie u nas umówiłam się na spacer z koleżanką. Nie chciałam zmieniać planów, więc młoda poszła z nami. Ucieszona, że może zjeść moją bitą śmietanę z kawy mrożonej, oraz że przewidziana jest ścieżka zdrowia nie marudziła jakoś specjalnie (dopiero w połowie trasy, bo wybrałam najdłuższą drogę). Najbardziej marudziło moje Serce, a to dlatego, że sama nie byłam w stanie znieść wózka z gondolą z mieszkania i wzięłam ją w tzw kubełku czyli foteliku samochodowym. Jak nie trudno się domyślić, w tym foteliku nie da się leżeć na brzuszku.. Dobrze, że miałam chustę, zamotałam malitką i spała ładnie swoje 2h..

Dzień 4
Obiecałam młodej spacer na nowy plac zabaw do parku. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo do tej pory na plac zabaw chciała chodzić, ale widząc dzieci zostawała siedząc na ławce.. Tym razem było inaczej. Młoda fajnie się bawiła i pokonywała swoje własne lęki. Duma siostrzana mnie rozpiera ;)



Dzień 5
Miałam zabrać dziewczynki, koleżankę i jek synka (prawie) 2 letniego na wodny plac zabaw. Niestety pogoda nie sprzyjała wodnym harcom, więc udaliśmy się na plac zabaw (a właściwie kilka placy zabaw). Mały od razu dał się sprzedać Młodej, bawili się razem, a nam po raz pierwszy od 2 lat udało się chwilę spokojnie pogadać :) są plany na więcej takich spotkań :D

Komentarze

  1. Super. Taka ciotka to skarb ;)
    Siostry mojego męża były w podobnym wieku gdy urodziłam Maciusia. Brrr... aż mnie wzdryga na samą myśl o nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, nie udały Ci się rodzinki. Jak tak czytam (a jestem "już" w 2018 roku) te wszystkie historię, to dziękuję Bogu za moją rodzinę..

      Usuń
    2. A ja dziękuję Bogu że się w końcu stamtąd wyniosłam.
      Zaczęłam nowe życie. Jupii!

      Usuń

Prześlij komentarz